piątek, 12 grudnia 2014

Szkoła i Maks

Ze szkoły do domu miałem kilka kroków, przechodząc przez dziurę w płocie odgradzającym teren boiska szkolnego praktycznie już byłem pod blokiem, ta bliska lokalizacja naszego zamieszkania pozwalała mi na sporą samodzielność. Rodzice dorobili dla mnie klucze i sam wracałem po zajęciach do domu.
Początkowo bałem się zostawać sam w domu, wyobraźnia płatała różne figle, więc czas od mojego przyjścia ze szkoły do powrotu Taty z pracy często spędzałem na klatce schodowej. Siedziałem na starej pufie ,którą Mama wystawiła przed nasze drzwi i czekałem. Dopiero po kilku tygodniach oswoiłem się z tym ,że w domu nikogo nie ma, a mnie nic się nie stanie, nikt z szafy nie wyjdzie, a w łazience nic nie straszy. Mama do pierwszej klasy kupiła mi torbę czarną ze skóry, podobno wspaniała, nikt takiej nie miał wszystkie dzieci posiadały tradycyjne plecaki kostki z bolkiem i lolkiem lub reksiem lub zwykłe plecaki, wstydziłem się mojego bo był inny. Dzieci się śmiały, wtedy nie rozumiałem ,że mam najlepszy plecak ze skóry ,że reszty rodziców pewnie na taki nie było stać. Hmm może inni rodzice byli bardziej doświadczeni wiedzieli ,że nie ma sensu kupować dziecku drogiego wyposażenia. Ja wiem ,że moja kochana Mama chciała dla mnie najlepszego na świecie i taki właśnie kupiła.

Pierwsze cztery klasy minęły zupełnie niepostrzeżenie z kilkoma dramatami rodzinnymi do których należała śmierć mojej siostry. Zmarła 8gdzin po porodzie jako wcześniak. Mama bardzo to przeżyła, często obwiniała Tatę za to,że zmarła. Nie pamiętam zbyt dobrze ciąży mojej mamy ,ale zachowałem w pamięci te wszystkie awantury ,których doświadczaliśmy w tym czasie. To kiedy Tata bił mamę, szarpał za jej blond włosy,które zbierała z płaczem na kolanach z tej samej zielonej wykładziny na której siedziałem kiedy tata spał.

Pamiętam Mamę jak ciężko w okresie ciąży pracowała, jak nosiła torby wypełnione zakupami. Jak pomagała w polu przy zbieraniu buraków cukrowych u swoich teściów. Jak starała się robić wszystko aby było dobrze, aby nie było kolejnych awantur w domu, starała się sprostać czemuś co było niewykonalne.
Mama przyniosła kiedyś psa Maks tak go nazwaliśmy, Tata nigdy nie chciał się zgodzić na psa, bo to obowiązek i zdemoluje mieszkanie, nie będzie też z nim wychodził na spacery bo po pracy jest zmęczony. Stało się Maks został w naszym domu. To był zwykły kundel, krótka sierść pysk trochę podobny do labladora i nawet sierść miał podpalaną. Nigdy wcześniej nie mieliśmy żadnych zwierząt oprócz, klatki ze szczygłem ,który ostatecznie po kilku tygodniach zdechł.
Brak doświadczenia w wychowaniu psa ,a najbardziej czasu jaki powinno się jemu poświęcić skutkowało tym ,że Maksiu był bardzo niegrzecznym psem. Podczas naszej nieobecności bardzo szczekał co zgłaszali nam sąsiedzi,a mój Tata bardzo sobie cenił opinię innych ludzi i nikomu nie chciał przeszkadzać, zupełnie zapominajac ,że praktycznie codziennie jest w naszym domu wojna , że słychać nasze wrzaski i krzyki na całym osiedlu. Miałem wrażenie ,że on myśli ,że mieszka w dźwiękoszczelnej kapsule. Maksa jednak było słychać, szczekał przez 6 godzin z małymi przerwami, jak informowali sąsiedzi. Zwykle wracałem ze szkoły wcześniej niż Tata, biegłem do domu ze szkoły aby jak najszybciej wrócić do Maksa. Zawsze kiedy otwierałem drzwi mieszkania towarzyszyło mi uczucie niepewności co zostanę, w pierwszych dniach to były tylko liczne kupy w przedpokoju i kuchni bo drzwi do pokoi były zamknięte. Maksiu rósł i szybko stał się psem średniej wielkości, a po powrotach do domu już nie tylko kupy czekały ,ale również dobrał się do drzwi, skrobał łapkami , instynktownie chciał uciec, wyjść znaleźć nas. Do tego doszło lizanie ściany i zrywanie tapet. Tata już nie mógł tego wytrzymać, dzwonił do mamy kiedy była w pracy ,że pies znowu nawyrabiał i on tego nie będzie sprzątał. Potrafił tak dzwonić nawet kilka razy dziennie.
Pamiętam raz tata aby ograniczyć pole działania Maksia podczas naszej nieobecności przywiązał go do nogi od stołu , który mieliśmy w kuchni, był to jednak zły pomysł, Maksiu przeciągnął stół praktycznie pod same drzwi wejściowe.Nie wiem w którym momencie padła decyzja o oddaniu Maksa na wieś do moich dziadków. Mieszkali blisko bo tylko 5km drogi. Oddanie Maksa nie obyło się bez płaczu , miał wracać do nas na weekendy bo słabo sobie radził pod naszą nieobecność.
Później, kiedy przyjeżdżałem w sobotę do dziadków aby odwiedzić Maksia udało mi się go zabrać ze sobą na weekend do domu już tylko raz. Pamiętam jak się cieszyłem. Siedziałem na bagażniku roweru mojego taty a w rękach trzymałem smycz z moim psem, który biegł obok mnie.
Po weekendzie Maks znowu wrócił do dziadków na początku dziadek zrobił mu miejsce w piwnicy przy piecu, wiem że chciał aby miał się dobrze, niby nie na podwórku, ale też nie w domu. Regularnie zawsze przyjeżdżaliśmy do dziadków z Tata, wtedy jeszcze nie miałem roweru więc woził mnie na bagażniku, który wżynał mi się w tyłek ,ale nie marudziłem bo cieszyłem się ,że mogę zobaczyć mojego psa. Byłem mały ,ale uczucia we mnie się gotowały. Maks biegał na podwórku cały brudny od węgla, nie był chudy dobrze dostawał jeść ,ale jego widok wyciskał mi łzy z oczu. Z każdą wizytą był coraz większy. Dziadek postanowił ,że powinien zamieszkać już w budzie tam będzie mu lepiej. Kilka razy uciekał zrywał się z łańcucha ,którym był przymocowany do budy. W nocy podobno szczekał na całą wieś co irytowało sąsiadów mieszkających obok, również moją ciocię , która wybudowała się na działce dziadków.
Pewnego dnia kiedy przyjechaliśmy odwiedzić dziadków a ja Maksa, powiedzieli nam ,że maks uciekł tydzień temu i już nie wrócił.
Kilka lat później dowiedziałem się, że brat mojego taty zabił łopatą Maksa bo już nie mogli znieść tego szczekania.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz