czwartek, 11 grudnia 2014

Droga do domu

Początek upadku zacznijmy od tego w jakim momencie mojego życia jestem. Mam 31 lat zodiakalny bliźniak, jedynak, brak żony, dzieci. Obecnie ukrywam się przed rodzicami ,którzy mnie kochają, przed byłą dziewczyną , która była dla mnie i pewnie nadal jest wspaniałym przyjacielem. Ukrywam się wreszcie przed policją, bankami, wierzycielami i komornikami.
To tylko mały fragment , skorupa tego jak wygląda obecnie moje życie.

Długo zastanawiałem się jak daleko muszę cofnąć swoją pamięć aby odszukać w niej ten moment ,który zaważył na moim życiu i był przyczyną wszystkiego co teraz ma miejsce.
Refleksje nad latami wczesnej młodości wysyłają blady sygnał, że powinienem być dobrym człowiekiem.
Mieszkałem na osiedlu z Wielkiej Płyty, nasze okna wychodziły na szkołę podstawową do której chodziłem i zakład budowy maszyn górniczych w którym pracował mój Tata, zresztą całe osiedle tam pracowało, kilkaset osób na trzy zmiany. Mój Tata pracował zwykle na poranną zmianę od 6 do 14. Syrena zamontowana wysoko na kominie zakładu wyła i budziła całe osiedle o wyznaczonych godzinach.
Kiedy byłem już starszy czyli w chwili gdy mogłem wrócić po lekcjach samodzielnie do domu, zawsze siadałem na krześle w kuchni z łokciami opartymi o parapet i wypatrywałem mojego Tatę wracającego z pracy. Choć kończył pracę o 14 to ja czekałem znacznie wcześniej. Ryk syreny, wdziera się w głuchą ciszę jaka panuje w kuchni, żadne inne odgłosy z zewnątrz nie dochodzą . Widzę jak kilka osób wychodzących przez tylną bramę zakładu zamienia się w tłum. Prosty chodnik który łączył nasz blok z bramą zakładu stawał się nagle drogą pielgrzymów. Praktycznie wszyscy ubrani jednolicie, jeden w ręku trzyma reklamówkę pewnie z niedokończonym śniadaniem , drugi w skórzanej aktówce pewnie wynosi jakieś narzędzie jeszcze inni zrobione noże lub dorobione klucze.
W tłumie sylwetek szukam tej ,którą dobrze znam ,którą zwykle rozpoznaje z odległości kilkudziesięciu metrów. Tłum w kilka minut robi się coraz rzadszy, a sylwetki  której wypatruje nie ma.
Mama była sprzedawcą, handlowcem w pierwszym salonie z garniturami w naszym mieście, wcześniej pracowała w sklepach Społem i GS. Miała doskonały kontakt z ludźmi co dawało znakomite rezultaty sprzedaży. Klient miał pewność ,że nie sprzeda czegoś w czym źle wyglądał co nie pasowało do niego w czym źle wyglądał. Kochała swoją pracę, nie pamiętam kiedy to się stało ,ale awansowała i była kierowniczką.
Żyliśmy na średnim poziomie chyba jak wszyscy na początku lat 90-tych, niczego nam nie brakowało.
 Od początku mojego świadomego życia byłem na czas pracy moich rodziców prowadzany do przedszkola, a wcześniej do żłobka. Pamiętam zimowe wczesne poranki kiedy ze snu i ciepłego łóżka wyciągała mnie Mama. Stawiała na łóżku i ubierała jak manekina, nie pomagałem jej chyba w ogóle w tej czynności. Najgorsze były rajstopki ,które mi zakładała, obcisłe i skrajnie swędzące. Nie było chyba dziecka, które nie miało ubranych rajstopek.
Lubiłem chodzić do przedszkola więc nie było z tym problemu, zawsze byłem jednym z pierwszych podopiecznych, Mama wcześnie musiała mnie odprowadzać bo śpieszyła się na autobus. Tata odbierał mnie po pracy. Zawsze po przymusowym leżakowaniu nadchodził moment odbioru dzieci, czekałem wtedy na Tate. Panie przedszkolanki wołały co chwile jakieś dziecko, wrzaski maluchów różnych grup było słychać w całym przedszkolu. Tata odbierał mnie zwykle jako ostatniego, choć pamiętam te nieliczne chwile kiedy przychodził zaraz po naszym obiadku czyli przed znienawidzonym leżakowaniem, zwykle tak robił kiedy brał przepustkę.
Wracając często odwiedzaliśmy bar, Tata proponował ,że kupi mi oranżade, a on sobie wypije piwo. Siadałem często w gronie dorosłych facetów każdy pił piwo i palili papierosy, nigdy się nie odzywałem, grzecznie siedziałem na krzesełku popijając orenżade z butelki. Tata mi mówił ,że jak wypije to pójdziemy do domu. Moja butelka była pusta w kilka minut, piłem szybko aby już iść do domu i bawić się zabawkami ,a może dlatego ,żeby Tata nie pił kolejnego piwa. Niestety ,ale zawsze tak potrafił zrobić ,że pod moja nieuwagę brał kolejne i myślał ,że nie widzę, że jest w stanie mnie oszukać, ale nigdy nic nie powiedziałem. Swój sprzeciw przeciwko temu ,że nie idziemy do domu bo on pije wyrażałem bardzo cicho, mało wyraźnie. Bałem się może ,że mnie zbije, może nie odzywałem się dlatego bo taki byłem grzeczny, tak wychowany aby w towarzystwie dorosłych się nie odzywać tylko grzecznie zajmować sobą.
Z przedszkola do mieszkania było jakieś 400metrów ,które można było pokonać w 5 minut, nam często zajmowało to trzy godziny.
Tata mówił ,że nie ma co się spieszyć do domu bo obiadu i tak nie ma wiec "napije się zupy chmielowej"
Kiedy już wróciliśmy do domu to szybko zasypiał, zmęczenie do tego piwa robiły swoje. Ja w tym czasie siedziałem cichutko gdzieś obok na ziemi na zielonym dywanie i bawiłem się ,ale tak aby go nie obudzić. Zbliżała się chwila powrotu mojej mamy do domu. Wiedziałem ,że przychodzi po telexpresie, a przed wieczorynką , wtedy tak lokowałem zdarzenia w czasie. Tata jakby miał wewnętrzny budzik, na chwile przed przyjściem mamy brał kąpiel, golił się, szykował kolacje, robił tak jakby chciał coś ukryć. Mama wracała zmęczona pracą i pokonaniem trzech pięter naszej klatki schodowej. Zawsze rozpoznawałem Ją po stukaniu obcasów, choć w naszej klatce mieszkało kilka sąsiadek ja moją Mamę byłem w stanie rozpoznać błyskawicznie, przyciskałem mocno ucho do drzwi naszego mieszkania i nasłuchiwałem, kiedy drzwi klatki się otworzą kiedy światło ją rozświetl.
Często otwierałem drzwi kiedy mama była już na ostatnich schodkach, to był coś cudownego kiedy wracała, pomagałem jej wnieść torbę na ostatnich schodkach, radość przeplatała się jednak z niepewnością i strachem.
Mama już w progu wiedziała ,że Tata ma "coś" na sumieniu witała go słowami "O widze ,że masz oczy świecące" "byłeś na piwku" To zwykle wystarczyło aby wywołać prawdziwą wojnę. Wrzaski i krzyki były tak głośne ,że słychać było pewnie na całym osiedlu, dźwięk odbijał się i rozchodził po klatce. Awantura trwała zwykle bardzo długo z różnym nasileniem, emocji i głośności. Często w takich momentach Mama spała ze mną w łóżku. Kiedy już leżeliśmy Tata często mówił coś pod nosem,ale tak aby wszystko słyszała, wyzywał zwykle Mame od dziwek , poluch, skuk, szmat ,goroli, gama określeń była bardzo bogata. Ona nie pozostawała mu dłużna, "Ty skurwysynie, chuju, ciulu wypierdalaj. Wszystko to odbywało się w płaczu i bezsilnością mojej mamy. Nie pamiętam pewnie wielu istotnych dni w moim życiu , obrazy wspomnień też zacierają się coraz bardziej ,ale są też te chwile i momenty, które pamiętam tak dokładnie, również grymas płaczu, rozpaczy mojej mamy kiedy dochodziło do awantur, kiedy Tata ją tak wyzywał.
Też płakałem, starałem się prosić i błagać Tate aby przestał , Mamę aby się nie odzywała. Zamykałem drzwi mojego pokoiku z nadzieją ,że to pozwoli odciąć ich od siebie, aby każdy mógł wrócić do swojego narożnika choć na chwile i nabrać znowu sił do walki ,która toczyli między sobą , mną, między nami.
Drzwi miały w środku szybę, a mój pokój oddzielał kuchnię przedpokój i łazienkę. Nawet kiedy już było trochę spokojnie i leżeliśmy w łóżku razem z Mamą, Tata często chodził do kuchni lub łazienki zapalone światło w przedpokoju powodowało ,że kiedy przechodził obok naszych drzwi widać było jego sylwetkę te samą , którą wypatrywałem i czekałem, a której w takich chwilach bardzo się bałem.
Tata nie bił mnie często, jak zasłużyłem to owszem choć naprawdę byłem bardzo grzeczny, bił mnie np. za złe stopnie albo ,że krzywo pisze w zeszycie, albo za ośle rogi w zeszytach i książkach, za plamę atramentu, za brudne spodnie, za zbitą szklankę, bo zgubiłem klucz, rękawiczkę.  Bił ale zawsze słusznie, bił nawet kiedy nie wiedziałem za co,ale on wiedział i to mi wystarczało.
Żaliłem się Mamie, zawsze mnie broniła, często też z tego powodu były awantury dlatego z czasem przestałem jej mówić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz